niedziela, 12 sierpnia 2012

II. Ty

     Różowy płatek kwiatu wiśni zatańczył delikatnie na wietrze i powoli zaczął opadać coraz to niżej i niżej, aż w końcu zszedł z pola widzenia dziewczyny. Łudziła się jednak jeszcze krótką chwilę, że może jeśli pochyli się w stronę okna, nadal będzie mogła obserwować jego mozolną wędrówkę ku ziemi, ale dała sobie spokój, gdy uświadomiła sobie, że musiałaby w dziwny sposób powyginać swe szczupłe ciałko. A tego robić nie chciała, choćby z racji tego, iż właśnie trwała lekcja.
      Przeniosła znudzone spojrzenie na krzątającego się przy tablicy nauczyciela, którego nazwiska wciąż nie potrafiła zapamiętać, pomimo dwóch miesięcy spędzonych w tej szkole. Wyprostowała się, zauważając, że zaczyna tłumaczyć coś nowego i sięgnęła do piórnika po długopis. Zagryzła dolną wargę, czując pieczenie w okolicy prawego nadgarstka i widząc popękany plastik dookoła czarnego wkładu.
      Poradzi sobie, zostało jej już tylko te kilka minut.
      Kosmyki włosów delikatnie łaskotały jej twarz, kiedy pochylała się nad zeszytem i uważnie notowała formułki o nieznanych sobie dotychczas rzeczach. Kaszlnęła cichutko, zakrywając usta wolną dłonią i starając się opanować nagłe napady duszności. Chrząknęła, masując kark i wbiła wzrok w siedzącego przed nią chłopaka. Przełknęła ślinę i zerknęła na swój powoli rozlatujący się długopis. Pochyliła się nad swoją ławką i niepewnie dotknęła jego ramienia.
      Wzdrygnął się lekko i zaskoczony obrócił w jej stronę. Szybko wyraz konsternacji zamienił się jednak w szeroki uśmiech, toteż  odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że oprócz koleżanki siedzącej w drugim kącie sali jest tu ktoś w miarę przyjaźnie do niej nastawiony. Ruchem głowy wskazała na zepsuty przedmiot i zanim cokolwiek powiedziała, podał jej swój, w zupełnie innym stanie. Kąciki ust zielonookiej powędrowały w górę.
  — Arigato, Hozuki-sama — podziękowała i powróciła do normalnej pozycji.
  — Suigetsu — mruknął jeszcze w jej kierunku, tym samym dając znak, iż plotki o tym, jaki to jest on zły są zwyczajnie wyssane z palca.
  — Sakura. — Odwzajemniła przyjacielski gest i powróciła do zapisywania cienkim drukiem kolejnych linijek tekstu.
      Koniec lekcji nastąpił tak szybko, że w gruncie rzeczy jak szybko go pożyczyła, tak też go oddała — a potem wrzuciła na raz swoje rzeczy do teczki, pożegnała się z belfrem i wybiegła z klasy, ciągnąc za sobą zdezorientowaną przyjaciółkę siłującą się z zamkiem swojej torby. Ciemnowłosa nawet bezskutecznie próbowała zwolnić i zatrzymać pędzącą Haruno, ale stwierdziła, że jednak da sobie spokój, widząc schody i kolejne czarne scenariusze pojawiające się przed jej oczami niczym film.
       Różowowłosa wybiegła na dziedziniec i puściła rękaw swetra koleżanki.
  — Nie rozumiem, po co ten pośpiech... — jęknęła cichutko Hinata, masując przedramię. — Przecież Karin i tak nie było w szkole, nic nam nie... — urwała, widząc szeroki uśmiech koleżanki. Wzdrygnęła się. — Mam się bać? — Sakura w odpowiedzi zachichotała i pokręciła głową, drapiąc się po skroni.
  — Miałyśmy iść do mnie, pamiętasz? — zapytała, wyraźnie zachwycona tym faktem. — Po prostu musimy jeszcze odebrać moją siostrę po drodze. Jeśli się spóźnimy, znowu będzie boczyć się przez tydzień, jak ostatnio. — Hyuuga zmarszczyła brwi, przypominając sobie wczorajszego esemesa. Jej policzki zaróżowiły się lekko, a usta wygięły w nieśmiałym uśmiechu.
  — Racja — odparła, kiwając głową i poprawiła pasek torby.
     Zielonooka ruszyła przodem, podśpiewując pod nosem znaną sobie dobrze piosenkę i wystukując jej rytm o swoje prawe udo. Tak naprawdę umówiła się z przyjaciółką nie w celu zwyczajnych, babskich pogaduszek (które zresztą nie były w stylu żadnej z nich), a oderwania się myślami od zdarzenia sprzed kilku dni. Nie była w stanie przyzwyczaić sie do myśli, że faktycznie mógł nim być. Wciąż w to nie wierzyła, choćby z powodu własnej dumy — przecież nie spojrzy w oczy komuś, kto po prostu ją zignorował, gdy ona z całego serca liczyła na jego odpowiedź. Zranił ją zbyt mocno, aby teraz mogła powiedzieć o jakiejkolwiek sympatii z jej strony, ale jednak jej zachowanie w jego obecności zwyczajnie ją przerażało — wolała uciec od przyjemnego łaskotania w okolicach brzucha w towarzystwie przyjaciółki, bojąc się ewentualnych konsekwencji dłuższego przebywania z Sasuke.
     Hinata przyśpieszyła i dorównała jej kroku dopiero, kiedy przekraczały bramę. Wydawała się uciekać wzrokiem od widocznej przed nimi sylwetki pewnego blondyna, wyraźnie nabierając przy tym odcieniu piwonii. Na szczęście, jej przyjaciółka była zbyt zajęta swoją bolącą dłonią, aby zauważyć to dość nietypowe, nawet jak na nią, zachowanie.

***

     Sasuke wcale a wcale nie miał zamiaru zaprzątać sobie głowy niańczeniem czyichś dzieci. Poza tym, dziewczynka powinna była dziękować mu na swoich poobijanych kolanach, że akurat tędy przechodził — w końcu miał zamiar iść skrótem, a tu proszę, jego brzuch wydał pewne tajemnicze dźwięki, żołądek, zdaje się, zrobił ze dwa salta, natomiast w ustach zwyczajnie mu zaschło. Chciał jedynie skoczyć do sklepu, a nie nieść teraz niespełna pięcioletnią kruszynkę w ogóle niezorientowaną w terenie przez prawie pół miasta.
  — To powiesz mi w końcu, jak masz na imię? — warknął dość groźnie, zauważając, że zegar na jego nadgarstku wskazuje godzinę na tyle późną, aby zawsze przezorny brat zaczął się denerwować. Szarooka pociągnęła nosem i skuliła się jeszcze bardziej, nieświadomie tuląc do jego kurtki, czując mocniejszy powiew zimowego wiatru.
  — Oka-san zawsze mówi, żeby nie mówić o takich rzeczach nieznajomym — odparła cichutko drżącym ze strachu przed nim głosem. Westchnął ciężko, unosząc głowę ku deszczowym chmurom i mrucząc pod nosem coś na wzór Boże, dlaczego mi to robisz.
  — Jestem tylko licealistą, nie żadnym przestępcą, myślę, że w tej wyjątkowej sytuacji akurat  możesz mi się przedstawić. A gdybyś wreszcie podała mi swój adres, może trafilibyśmy bezpiecznie do twojego domu.
  — Mam na imię Kokoro — powiedziała nieśmiało, kryjąc się aż po nos w jego szaliku, który przewiązał dookoła jej drobnego, marznącego ciałka. — Nie znam swojego adresu. Zwykle Onee-chan mnie odprowadza, więc nawet nie zwróciłam nigdy uwagi na drogę...
    Uchiha przystanął i spojrzał na rudowłosą. No to, za przeproszeniem, jesteśmy w czarnej dupie.

***

     Sakura biegła ile sił w nogach, całkowicie ignorując zmęczenie, niewygodnie ułożoną na jej ramieniu torbę oraz wołania przyjaciółki, że przecież jest mądrą dziewczynką i na pewno się znajdzie.
     Weszła w ostry zakręt, po raz kolejny okrążając budynek przedszkola. Ciężko dysząc rozglądała się dookoła, mając nadzieję, że wreszcie ją zobaczy. Matka przecież ją zabije, jak się dowie, że coś stało się jej małej księżniczce. Otarła zaszklone oczy otwartą dłonią i pociągnęła nosem, tracąc ostatnie resztki nadziei. Zwolniła.
     Na horyzoncie ujrzała znajomą sylwetkę, toteż poczuła nagły przypływ zdrowej, rozpierającej ciało energii.
  — Ty... — burknęła z nienawiścią.
     Niemal rzuciła się na chłopaka i wyrwała mu z rąk dziewczynkę. Przytuliła ją do siebie, przeczesała jej krótkie włosy, po czym zaczęła uspokajać nagły szloch dziecka. Spojrzała wyraźnie rozkojarzona i zmęczona na zdezorientowanego bruneta, zdającego się próbować coś z siebie wydusić. Koniec końców pokręcił jedynie głową i spuścił ją, wypuszczając głośno powietrze.
  — Na przyszłość jej pilnuj — mruknął w jej stronę po chwili krępującej ciszy i odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia.
  — Na przyszłość zostawiaj dzieci w przedszkolu, a nie zabieraj je nie wiadomo gdzie — odgryzła się pełnym kpiny tonem, zaciskając delikatnie dłoń na rączce szkolnej walizki.
  — W takim razie nie spóźnij się następnym razem, Różowa. — Do uszu zielonookiej doszedł jego ironiczny śmiech; to tylko potwierdziło jej przypuszczenia o tym, że nie może nim być. Kąciki jej ust drgnęły, kiedy stwierdziła, że to już nie była jedynie nadzieja, a niemal fakt niepodważalny.
     Tamten Sasuke zachowałby się zupełnie inaczej.
  — Następnym razem nie wciskaj nosa w nieswoje sprawy, Uchiha.

———
Nie no, to to już jest całkowite masło maślane.
Przepraszam, ale całe zajście odnosi się do najbliższej przyszłości.
W zamian za to coś tam powyżej, mogę już w stu procentach obiecać, że następny rozdział będzie po pierwsze dłuższy, po drugie mniej chaotyczny, po trzecie... ciekawszy, mam nadzieję. Bo, powiedzmy, zacznie się coś wreszcie dziać.
Tylko opinii z Waszej strony by mi się więcej marzyło, no.

JEZUS JULS

4 komentarze:

  1. Zostawiłaś komentarz na moim blogu i tak jakoś mnie wzięło, aby wstąpić na twój.
    Na początku fakt, że na blogu widnieją zaledwie dwa rozdziały, nastroił mnie pozytywnie do dalszego czytania. Wiedziałam przynajmniej, że szybko ogarnę fabułę i bohaterów, a teraz... padam na kolana i błagam cię o więcej.
    Opowiadanie naprawdę przyjemnie się czyta. Nie dopatrzyłam się żadnego błędu, a i opisy mnie zachwyciły. Często spotykam się z blogami, które mają niedociągnięcia w opisach, za to dialogi ciągnąc się w nieskończoność, lub na odwrót. U ciebie wszystko idealnie się równoważy i naprawdę cieszę się, że jakiś głos w mojej głowie nakazał mi tutaj zajrzeć :3
    Jestem ciekawa jak dalej rozwiążesz sprawy między Sakurą, a Sasuke, dlatego będę tu zaglądać. Na razie nie mogę zbyt wiele powiedzieć o fabule, w końcu to dopiero dwa rozdziały, ale póki co charaktery obu głównych postaci przypadły mi do gustu.
    Pozdrawiam gorąco i życzę potężnego napływu weny ^^

    [ai-no-ibuki.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to nigdy jakoś nie przykładałam większej uwagi do dialogów. Starałam się jedynie napisać je w taki sposób, aby były realistyczne, nie obchodziło mnie to, czy będzie ich więcej lub mniej od tekstu ogółem. Z opisami to samo. :3
      Cóż, mogę jedynie powiedzieć, że chociaż względnie się uspokoją, może być później jeszcze gorzej i tyle, o.
      Również pozdrawiam i życzę weny :D

      Usuń
  2. Po pierwsze mam ochotę Cię wyzwać: gdzie według Ciebie jest tutaj masło maślane? Według mnie wszystko trzyma się siebie, w żadnym momencie nie odbiegasz od wcześniej obranego punktu kulminacyjnego i przede wszystkim, wprowadzasz bardzo realne dialogi. Duży plus dla Ciebie za to, że nie zrobiłaś z Suigetsu tego złego, jak to zawsze wszyscy robią. Przyznam się szczerze, że w moim opowiadaniu też on za dobry nie będzie, aczkolwiek ja, to ja... Zawsze robię odwrotnie swoim wymaganiom.
    Jestem bardzo zadowolona z tego, że nie znijaczyłaś młodego Uchihy, gdyż po prologu i pierwszym rozdziale miałam wrażenie, że to zrobisz. A tutaj: jaka miła niespodzianka! Sasuke to cały czas Sasuke! I tak dziwię się, że nie porzucił tej małej na pastwę losu. ;)
    Cóż, nie pozostaję mi nic innego, jak czytać dalej...
    Pozdrawiam, wa-shira.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, pozostaje mi napisać tylko krótki komentarzyk, ponieważ poprzedniczki się rozpisały i niezbyt jest co dodawać. Więc: bardzo dobry rozdział. Fabuła mnie ciekawi i lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń